CZŁOWIEK I SAMOCHÓD
Salar de Arizaro to wyschnięte solnisko w Andach. Lucana swoje wyprawy rozpoczęła od Ameryki Południowej.
"Pontonem" dookoła świata!
Zapraszam dziś na historię miłosną. Będzie ona o Lucanie, która kocha swój wóz, podróże i poznawanie ludzi, miejsc i kultur. Musi to lubić, ponieważ właśnie jest w trakcie wyprawy dookoła świata. Jedzie sama. Mercedesem Pontonem. Spotkaliśmy się gdzieś między Władywostokiem a Teheranem.
W wakacje pojechałem z żoną na Mazury. W trzy i pół dnia przejechaliśmy prawie tysiąc kilometrów i po powrocie czuliśmy się jak prawdziwi podróżnicy. I w tym momencie pojawia się Lucana, ze swoim podejściem: Hej, syn wyjechał do Europy. To dobry moment, żeby objechać Amerykę Południową. Czy kupuje terenówkę, zakłada do niej wysokie opony, podnosi i tak wysokie zawieszenie, zakłada na dach bagażnik i halogeny? Tak przecież robią podróżnicy. Nie. Ana Lucia Perez Tabon, dla przyjaciół Lucana, po prostu wsiadła w swój samochód i pojechała. Dla niej, Kolumbijki, nie jest to Kubuś, tylko ona – Merce. Umówiliśmy się całkiem zwyczajnie, pod redakcją. I Lucana przyjechała – tak całkiem zwyczajnie, jak gdyby jechała z Żoliborza, a nie z Władywostoku. Przeczytajcie rozmowę z niezwykłą kobietą, która emanuje ciepłem i pozytywną energią, a potem wsiadajcie w swoje zabytkowe auta i jedźcie zdobywać nowe kontynenty.

Ana Lucia Perez Tabon
„Ręka pustyni” w Chile. Za wygraną na loterii Lucana odświeżyłaby układ jezdny Merce. Wszak wyprawy to nie tylko gładkie asfalty.
Lucana była tam na jednej ze swoich pierwszych wypraw.
Skąd do nas przyjechałaś?
Moja podróż rozpoczęła się we Władywostoku. Następnie przejechałam przez całą Rosję, aż dotarłam do Finlandii. Zależało mi na tym, żeby odwiedzić najdalej wysunięty na północ punkt Europy, do którego można dostać się samochodem, więc przyszła kolej na Norwegię i Nordkapp. Potem pojechałam do Danii, skąd popłynęłam promem na Islandię. Później jechałam przez Polskę, gdzie odwiedzałam redakcję Classicauto. Teraz kolejno: Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Turcja, Gruzja i z powrotem Rosja, następnie Azerbejdżan, gdzie mam nadzieję dostać irańską wizę.
Moją pierwszą wyprawą była podróż po Ameryce Południowej. Zaczęłam w moim rodzinnym mieście, Medellin w Kolumbii. Stamtąd pojechałam do Patagonii, a mówiąc konkretniej, do miasta Ushuaia, przy granicy z Chile. Zajęło mi to osiem miesięcy. To było w 2007 roku.

Ana Lucia Perez Tabon
~ Północna Kalifornia. Merce idealnie pasuje do sekwoi „Chandelier Tree” w Drive-Thru Tree Park.
Widzę, że nie wybierasz prostych dróg. To Twoja pierwsza ekspedycja?
Domyślam się, że nie siedziałaś długo w domu.
Kolejną podróż rozpoczęłam w 2010 roku. Ponownie ruszyłam z Medellin, ale tym razem w przeciwnym kierunku, do Ameryki Północnej. Z portu Cartagena de Indias w Kolumbii przetransportowałam Mercedesa drogą morską do Panamy, która była moją bramą do Ameryki Środkowej. Stamtąd pojechałam w stronę zachodniego wybrzeża kontynentu i przez Kanadę dotarłam aż do Alaski. Tam skręciłam na wschód, dojechałam do wschodniego wybrzeża i zaczęłam wracać na południe. Po objechaniu Zatoki Meksykańskiej od północy wróciłam do Meksyku, a potem do Kolumbii.

Ana Lucia Perez Tabon
Lucana jest fotografem. Merce nie tylko dowozi ją w plenery, często pomaga też w zrobieniu zdjęcia.
To naprawdę imponujące, szczególnie że podróżujesz sama. Jak to się zaczęło?
Pomysł na przejechanie Ameryki Południowej pojawił się dawno temu. Obiecałam sobie, że któregoś dnia wyruszę w podróż dookoła kontynentu. Gdy mój syn zrobił sobie rok przerwy w nauce i wyjechał do Szwajcarii, pomyślałam, że to doskonała okazja do rozpoczęcia czegoś zupełnie nowego.

Michał Szewczyk
Wszędzie gdzie zawitają, musi się pojawić ten uśmiech. Nie inaczej było przed redakcją Classicauto.
Co robisz w miejscach, które odwiedzasz?
Lubię dzielić się z ludźmi tym, co mam, i tym, co widziałam. Osoby, u których się zatrzymuję, pokazują mi swoją okolicę, miasta, miasteczka, swoją kulturę i historię. To jest coś wspaniałego, to napędza mnie do podróżowania. Właśnie dlatego wszystkie moje wyprawy planuję z pomocą serwisu Couchsurfing, na którym są oferty darmowego noclegu u prywatnych właścicieli, nierzadko na kanapie w salonie. Robię tak od początku. To świetna społeczność i jeszcze lepsi ludzie. Uwielbiam tę filozofię. Znalezienie odpowiednich osób często wymaga dużego wysiłku, ale to zawsze popłaca.

Michał Szewczyk
Dzięki tablicom rejestracyjnym od razu wiadomo, z jakiego miasta jest Lucana. Gdy zajrzymy do Merce, widać, że jest ona również miejscem pracy Lucany.

Michał Szewczyk
Czy zdarzyło Ci się, że gościna przerodziła się w przyjaźń?
We wszystkie miejsca przyjeżdżam bez strachu i z otwartym sercem. Ważne jest dla mnie dzielenie się z moimi gospodarzami całą wiedzą i doświadczeniem, które zdobyłam po drodze, a także wszystkimi pozytywnymi emocjami, które w sobie mam. Gdy w drugą stronę idą podobne fale, wówczas wiem, że stworzyliśmy fundament do przyjaźni na całe życie.

Michał Szewczyk
Lucana i Merce trafiły już pod strzechy, a konkretnie na bluzy. Maskę otwiera się śrubokrętem, który leży pod fotelem kierowcy. Tylko Lucana wie, jak to zrobić.

Michał Szewczyk
Brzmi jak świetny pomysł na wycieczkę.
Oczywiście. Każdy powinien tego spróbować. W wielu miejscach naprawdę można się poczuć jak w domu. To przepiękne doświadczenie.
A jak traktują Cię inni ludzie, których spotykasz na swojej drodze?
Dowiadywanie się czegoś nowego o miejscach, o których dotychczas mogłeś tylko przeczytać w podręczniku albo przewodniku, jest czymś wyjątkowym. To działa tylko z drugim człowiekiem, gdy on ci to pokazuje. Taka wymiana doświadczeń niezwykle przypadła mi do gustu.
Czasem ludzie zatrzymują mnie na środku drogi. Na początku uwagę każdego zwraca auto. Kiedy orientują się, że jeździ nim kobieta, voilà! Znikąd robi się tłum. Często ludzie podchodzą, by po prostu spytać, skąd jestem i co tu robię. Zdarzało się też, że zatrzymywała mnie policja, ale nie po to, żeby wręczyć mandat, tylko by poprosić o wspólne zdjęcie i zapytać o rocznik... Oczywiście mówię o aucie, bo nikt nie chce wiedzieć, ile ja mam lat! (śmiech)

Ana Lucia Perez Tabon
Trudno znaleźć miejsce, do którego Lucanie nie udało się dojechać swoim Pontonem. Jak mówi, zawsze może polegać na Merce.
Skoro przy tym jesteśmy – w jaki sposób Mercedes trafił w Twoje ręce?
Tak naprawdę nie miałam wyboru. Mówiąc krótko, to był najtańszy samochód, na jaki mogłam sobie wtedy pozwolić. To było trzydzieści lat temu.
Trzy dekady to kawał czasu. Dobrze się już znacie.
To prawda, szczególnie że Merce jest prawie tak stara jak ja! (śmiech) Bycie właścicielką Merce bywało trudne, a nauka utrzymania i serwisu przychodziła mi powoli. Z czasem mi się udało.
Patrząc po reakcjach osób, które spotykałaś po drodze, było warto.
Pewnie! To Merce jest gwiazdą programu, nie ja. Zasłużyła na to, bo jak dotąd spisuje się znakomicie. Gdybym rozpoczęła tę wyprawę za kierownicą jakiegokolwiek innego auta, zwłaszcza nowoczesnego, to nikt by na nas nie zwrócił uwagi.
Co zmodyfikowałaś w aucie? Dalekie wojaże wymagają dużych przygotowań.
Oprócz podstawowych napraw, które robiłam na bieżąco, w żaden nadzwyczajny sposób jej nie przygotowałam. Choć przyznam, że zainstalowałam wygodniejsze fotele.

Michał Szewczyk
Przelotowa prędkość Merce (oczywiście w trasie) to ok. 100 km/h. Nie za szybko, nie za wolno.
I tyle?!
Tak. To moje auto i nie byłabym w stanie pojechać czymkolwiek innym. Doskonale ją znam. Wiem, jak działa każdy element i co trzeba zrobić, gdy coś się zepsuje. Dzięki temu Merce jest dla mnie łatwa w utrzymaniu, bo nawet gdy nie jestem w stanie sama zdiagnozować problemu, to mogę naprowadzić mechanika na źródło awarii.

Ana Lucia Perez Tabon
Za wygraną na loterii Lucana odświeżyłaby układ jezdny Merce. Wszak wyprawy to nie tylko gładkie asfalty.
Jak szybko jeździsz? Starasz się oszczędzać paliwo?
Maksymalna przelotowa prędkość Merce to około 100 km/h. Myślę, że to niezły wynik, nie za wysoki ani nie za niski. Zbiornik ma pojemność około 14 galonów, czyli mniej więcej 53 litry. Największą odległością, którą pokonałam na jednym zbiorniku, było 429 kilometrów, więc średnie spalanie wyniosło wtedy nieco ponad około 8 kilometrów na litr. (ok. 12 l/100 km – przyp. red.).
Całkiem znośnie.
Żartujesz? To alkoholiczka, pije bez ustanku! (śmiech) To dość wysokie spalanie. Co więcej, silnik nie najlepiej pracuje na waszej 95-oktanowej benzynie. Woli 89 lub 92 oktany. Z takim paliwem działa najlepiej. Jeżdżę nią od tak dawna, że od razu wiem, kiedy silnik dobrze „dogaduje” się z paliwem. Poza tym niskooktanowa benzyna jest po prostu tańsza. O ile pamiętam, to średnia cena za litr wyniosła równowartość 1,90 euro w Norwegii, a na Islandii aż 2,23. W Rosji ceny paliwa są podobne jak w Kolumbii, toteż tam mój portfel mógł odetchnąć.

Michał Szewczyk
Poznajecie? Jeżeli nie, to podpowiem – to właśnie tu mieści się redakcja Classicauto.
Paliwo to jedna sprawa, ale wyobrażam sobie, że zdobycie części do półwiecznego Mercedesa może być problemem.
Zdecydowanie. Przy dobrych chęciach mógłbyś złożyć drugie auto z tego, co mam w bagażniku. (śmiech) Wszystkie części kupiłam w Kolumbii i przywiozłam ze sobą. Zapakowałam je w torby i pudełka i pojechałam w siną dal.
Czy kiedykolwiek celnicy zainteresowali się nimi? W naszej części świata pewnie mogliby się przyczepić, że próbujesz coś przemycać.
Nigdy mi się to nie przytrafiło. Sporo z tych części nie wygląda na nowe, bo to regenerowane elementy. Zresztą w większości przypadków celników nie obchodzi zawartość kufra, bo samochód przykuwa całą ich uwagę. Nigdy nie zmienię mojego auta. To, że jest to Mercedes Ponton, nie ma żadnego znaczenia. Dla mnie ma znaczenie tylko to, że znam ją od podszewki i zatrzymam do końca życia. Kocham ją i tyle!
Pamiętasz, jaki był stan licznika, gdy go kupowałaś?
Nie bardzo, ale jestem przekonana, że już dawno przekroczyła granicę miliona kilometrów.

Michał Szewczyk
Lucana sama radzi sobie z naprawami. Pomocy mechaników potrzebuje naprawdę rzadko.
Czy auto jest awaryjne? Mówiłaś, że naprawiasz je głównie sama, ale zdarza Ci się prosić o pomoc fachowca.
Póki co zdarzyło się to dwa razy, w obu przypadkach w Rosji. Ostatnio odwiedzałam mechanika w Kazaniu, gdzie naprawialiśmy uszkodzenia, których Merce doznała w wyniku stłuczki. Na szczęście rosyjscy spece dają radę, więc teraz jeździ jak dawniej.
Pierwszy raz pamiętam doskonale. Byłam we Władywostoku. Ledwo zdążyłam odjechać autem z portu, a już zauważyłam, że coś jest bardzo nie tak z silnikiem. Podjechałam do miejscowego mechanika. Przez elektronicznego tłumacza dowiedział się ode mnie, że Merce ma zapalenie oskrzeli i nie może oddychać. Zrozumiał mnie w lot i od razu wskazał na gaźniki. Po prostu wtrysnął do gardzieli gaźnika nieco samostartu, po czym otworzył przepustnicę. Auto zaczęło strzelać z wydechu jak karabin maszynowy, ale od razu zaczęło lepiej pracować. Jak mi później wytłumaczono, w komorze pływakowej zgromadziła się wilgoć. Wszystko przez te kilka tygodni, które spędziła w kontenerze na morzu. Do Władywostoku często przypływają importowane samochody, dlatego mechanik doskonale znał ten problem. Teraz i ja wiem już, o co chodzi, i następnym razem poradzę sobie sama. Potrafię też rozebrać, wyczyścić i złożyć cały gaźnik, ale to zajmuje więcej czasu, niż ta prosta procedura, którą pokazał mi ów mechanik.
W moim mniemaniu rosyjscy fachowcy są znacznie lepsi niż ci z Kolumbii. Mają więcej pasji i zaangażowania. Zawsze wiedzą, co naprawdę należy zrobić.
Przypuśćmy, że kupujesz los na loterii i wygrywasz główną nagrodę. Co robisz?
Będę jeździła Merce po świecie tak długo, jak będę mogła. Uwielbiam to. Mogłabym ją uczynić nieco bardziej praktyczną w podróżach. Przydałoby się poprawić ogrzewanie i odświeżyć układ jezdny. Nie potrzebuję campera, Merce w zupełności mi wystarcza. Ona polega na mnie tak samo, jak ja polegam na niej.
Gdzie możemy znaleźć więcej informacji i fotografii z twojej podróży?
Mam konta na Facebooku i Instagramie, szukajcie ich pod nazwą „lucanaymerce”. Tam najlepiej obserwować moje postępy.
Dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia!