CLASSICAUTO TESTUJE
Cadillac Seville Grandeur Opera Coupe -motoryzacyjny postmodernizm

Kto był mistrzem postmodernizmu? Oczywiście Amerykanie. A najjaskrawszym przykładem tego stylu stało się kiczowate Las Vegas. Jak się okazuje, postmodernizm może występować także w motoryzacji. Oto najbardziej charakterystyczny przykład – Cadillac Seville Grandeur Opera Coupe.

Kamil Pawłowski

Me and my Caddy Powiodło mi się w życiu, więc kupiłem Cadillaka. Ale takiego bardziej w moim stylu. Gdyby tylko policja odczepiła się od moich interesów.

W postmodernizmie najważniejsze było widzimisię architekta i inwestora. Jeśli ktoś lubił florenckie posiadłości lub francuskie zamki nad Loarą i miał trochę grosza, budował je choćby pośrodku miasta, nie zastanawiając się, czy tego rodzaju budynek pasuje do okolicy. Aby projekt przystosować do własnego gustu, dodawał klasycystyczny portyk, bulaj jako okno na pierwszym piętrze, zegar w bezsensownym miejscu i niepotrzebny, udający rzymską ruinę ścięty słup. Archetypy postmodernizmu to elementy niepasujące do siebie, mnóstwo cytatów z różnych okresów, ozdoby, które nie mają praktycznych zadań. Wygląda to jak przepis na najgorszy projekt, ale czasem zdarzały się perełki. W Polsce postmodernizm święcił triumfy w latach 90. Do przykładów stylu należą m.in. fioletowo-seledynowy budynek Solpol we Wrocławiu czy bardzo ciekawa siedziba Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego na Powiślu, udowadniająca, że nawet w postmodernizmie zdarzały się ładne i dobre realizacje. O ile samochodów modernistycznych czy w stylu art déco znajdziemy mnóstwo, to postmodernizm nie odcisnął takiego piętna na wzornictwie przemysłowym. Trudno wykonać wóz, który ma w sobie dużo zapożyczeń z przeszłości, elementy imitujące nieistniejące rzeczy czy eklektyczne, za duże grille lub zderzaki. I jeszcze wszystko zmieścić w jednym projekcie. Trudne nie znaczy niemożliwe. Oczywiście Amerykanom się udało. Dzięki temu absurdalnie bezsensowny Cadillac Seville Opera Coupe pasuje do Las Vegas jak schabowy do talerza. Jest też idealnym wozem do naszego testu.
rafał andrzejewski

Przód wozu jest tak długi, że utrudnia wyjazd z ulic podporządkowanych. Trzeba nim wyjechać na ulicę, by widzieć, czy coś nadjeżdża.

Grandeur Motor Corporation
General Motors i firma Cadillac nie byli na tyle szaleni, by oficjalnie produkować taką ohydę. Produkowany od 1976 roku Seville pierwszej serii był klasycznym sedanem z tylnym napędem i V8 pod maską. Głównym zadaniem modelu było wygranie konkurencji z coraz bardziej popularnymi Mercedesami i BMW. Niestety alfonsom i celebrytom sprzed epoki Instagrama zwykły Cadillac nie wystarczał. Pierwszy Seville nie wzbudzał zbyt wielu emocji i nie wyróżniał się z tłumu. Na szczęście w USA roi się od firm przebudowujących samochody. Najczęściej przerabiają popularne wozy na kabriolety lub coupé. Powstała w 1976 roku firma Grandeur Motor Corporation z Pompano Beach na Florydzie miała nieco inny plan. Grandeur pomyślał o playboyach, dziwacznych artystach i innych oryginałach. Na podstawie Cadillaca Seville lub Lincolna Versailles budowali coupé w stylu retro. Dziś brzmi to nawet sensownie. Nowy Fiat 500 czy Mini w końcu też są w stylu retro i stały się modnymi zabawkami. Jednak firma Grandeur poszła w nico inną stronę. Ich coupé to po prostu festiwal dziwacznych rozwiązań: absurdalnie wydłużony przód, powiększony grill, niepotrzebnie i bezsensownie zmniejszona kabina, fałszywe koła zapasowe na błotnikach. Większość tych przeróbek nie miała na celu ulepszyć wozu, tylko robić „wow”. Nie wiem, czy z tego zadania wóz się wywiązał, ale Sammy Davis Jr dał się nabrać i przez jakiś czas bujał się takim wozem z uśmiechem na ustach. Nie wiadomo, do kiedy Grandeur wykonywał swoje przeróbki, ale najprawdopodobniej do 1983 lub 1984 roku. Oprócz Lincolnów i Cadillaców manufaktura z Pompano Beach przerabiała Toyoty Celiki na kabriolety. Ten projekt wyglądał już bardziej normalnie.
rafał andrzejewski

Tył Seville nie został zmieniony. Z tej perspektywy to wciaż zwykły Cadillac.

rafał andrzejewski

Deska rozdzielcza została zaprojektowana ze smakiem. Jest klasycznie i miło. Na górnej listwie pokazują się komunikaty o niezamkniętych drzwiach, niezapiętych pasach i innych problemach.

rafał andrzejewski

Hitem jest zewnętrzny, podświetlany termometr pokazujący temperaturę powietrza.

Absurd to za mało
Gdyby James Bond był Amerykaninem, zapewne jeździłby Cadillakiem Seville Opera Coupe. Samochód jest kwintesencją amerykańskiego poczucia stylu przełomu lat 70. i 80. Na naszych zdjęciach widzimy archiwalne ujęcia pewnego alfonsa spod Denver, znanego w światku przestępczym jako Shaquile Bubeal. Kupił wóz, bo chciał się pokazać jako człowiek sukcesu. Jego interesami często interesowała się policja. Wreszcie w 1985 roku zniknął bez śladu wraz ze swoim Cadillakiem. Podobno wrócił do Europy Wschodniej, skąd pochodził.
rafał andrzejewski

Standard Cadillaca to m.in. małe lampki na błotnikach pokazujące szoferowi, czy światła mijania oraz kierunkowskazy świecą się.

rafał andrzejewski

Prawie jak Aston Martin.Tabliczka na desce rozdzielczej z napisem: zmontowany specjalnie dla Mildred Davidoff.

rafał andrzejewski

Absurdalnie dziwny rzut boczny to znak rozpoznawczy Grandeura Opera Coupe.

Przeróbki w testowanym Seville są jak trójkątne okna we Wrocławskim Solpolu – kompletnie bezużyteczne. Funkcjonalność, tak ważna w modernizmie, schodzi tu na dalszy plan. Miało być eklektycznie i widowiskowo. Absurdalnie długi przód tylko zapowiada fajerwerki pod maską. Nie ma tam dwóch silników ani barku z whiskey. Nawet nie ma schowka na pięć kilogramów kokainy. Właściwie nie ma tam nic ciekawego. Sama maska jest podobnej długości jak w oryginale i wykonano ją z laminatu. Zaczyna się mniej więcej w jednej trzeciej długości przodu i skrywa standardowe V8 o pojemności 5,7 litra i mocy 180 KM. Przed silnikiem jest pusta przestrzeń. Całkiem spory kawałek samochodu służy do... No właśnie nie wiem do czego. Chyba tylko do robienia wrażenia. Z przodu wóz wyposażono w większy niż w zwykłym Seville grill, oczywiście pasujący do całości jak hamburger do restauracji z trzema gwiazdkami Michelin. Gdy przyjrzymy się bliżej temu, co się dzieje pod maską, dostrzeżemy, w jak w ordynarny sposób specjaliści z firmy Grandeur przecięli ramę i wspawali przedłużkę. Z tej perspektywy widać także, że miejsca na koła zapasowe to wydmuszka skrywająca powietrze. Z tyłu wozu jest trochę lepiej, bo styliści z Florydy niewiele dodali od siebie. Oprócz tego, że orżnęli tylną kanapę, pozostawiając tylko dwa miejsca w kabinie. W efekcie wóz ma najbardziej niedorzeczny rzut boczny na świecie. Całość jest tak durna, że aż ciekawa. Zupełnie jak wrocławski Solpol, który miał być już kilka razy zburzony, lecz co jakiś czas ktoś go broni, krzycząc, że to perełka polskiego postmodernizmu.
rafał andrzejewski

Bordowe wnętrza amerykańskich samochodów zawsze robiły na mnie wrażenie. Dzięki obcięciu tyłu w Opera Coupe jest ciasno, ale przytulnie.

Luksus Cadillaca
Gdy wsiądziemy do środka, trudno zapomnieć, w jakim samochodzie siedzimy. Pozornie jest tak samo jak w standardowym Cadillacu. Mamy do dyspozycji wszelkie bajery wówczas dostępne na rynku: klimatyzację, wspomaganie kierownicy, tempomat, skóry, bardzo dobre audio i wiele innych rzeczy. Do całości dochodzi bordowa tapicerka w całym wozie. Co warto zaznaczyć, wszystko w testowanym wozie działa. Niestety samochód jest stworzony do jazdy, a nie tylko do lansowania się przy nim i robienia sobie zdjęć polaroidem. Pora zatem spojrzeć przed siebie, gdzie rozpościera się niesamowity widok – niezwykle długa maska. Sam szofer siedzi niemal na tylnej osi. W środku jest niewiele miejsca dla człowieka. Z tyłu, za fotelami, jest minimalna przestrzeń do rzucenia futra lub kurtki w stylu Elvisa. Podczas jazdy trzeba pamiętać, że przednie koła są parę metrów przed nami, a wóz jest dość długi. Jeśli o tym zapomnimy, będziemy zahaczać o krawężniki lub obce stopy. Najtrudniejsze są wyjazdy z ulic podporządkowanych. Miałem taką sytuację już na pierwszym skrzyżowaniu. Przód jest na tyle długi, że nie było widać, czy ktoś jedzie na ulicy z pierwszeństwem. Rozumiecie? Posesje przy mojej uliczce zasłaniały widoczność, bo siedziałem w miejscu, gdzie zazwyczaj siedzą pasażerowie z tyłu. Aby zobaczyć, czy coś nie nadjeżdża, musiałem wyjechać samochodem na środek ulicy. Na szczęście nic nie jechało.
rafał andrzejewski

Maska z laminatu zaczyna się w gdzieś w jednej trzeciej długości przodu.

rafał andrzejewski

Ośmiościeżkowy magnetofon był wówczas amerykańskim standardem. Aby posłuchać koncertu Ireny Santor nagranego w Chicago w 1991 roku, należy użyć sprytnej przejściówki.

rafał andrzejewski

Trzeba mieć styl. Dlatego kupiłem stylowy wóz i najdroższe futro na rejonie.

Cadillac Grandeur Seville Opera Coupe
PRODUKCJA 1977-1983
SILNIK V8, 5,7 litra, OHV 16v, umieszczony wzdłużnie z przodu
Moc maks.: 180 KM przy 4400 obr/min
NAPĘD Na tylne koła, skrzynia automatyczna, 4-biegowa
ZAWIESZENIE
Przednie: wahacze poprzeczne
Tylne: sztywny most
HAMULCE Tarczowe z przodu, bębnowe z tył
WYMIARY I MASY
Dł./szer./wys.: 518,2/182,4/138,9 cm
Masa własna: 1920 kg
OSIĄGI
Prędkość maksymalna: 190 km/h
rafał andrzejewski

Niespodzianką jest fakt, że koła naprawdę są szprychowe.

Poza tym to całkiem standardowy wóz. Typowe biegi przy kierownicy i oczywiście automat. Do ucha dochodzi przyjemne bulgotanie V8, choć trzeba zaznaczyć, że wóz mimo przeróbek poza fabryką wciąż jest znakomicie wyciszony. Poczucie luksusu potęguje zawieszenie komfortowe niczym apartament w Hotelu Ceasar’s Palace. Wóz kołysze się na drodze, dając cudowną błogość na twarzy szofera. Uwielbiam to w amerykańskich wozach. Mimo 180 KM pod maską Cadillac nie chce być najszybszym na drodze. Zresztą trzeba przyznać, że moc Seville jest nieco uśpiona. Trzybiegowa skrzynia nie spieszy się, moc jest uwalniana powoli i spokojnie. Samochód można rozbujać do wysokich prędkości, ale lepiej robić to na autostradzie. W mieście jego miękkie zawieszenie może nas zaskoczyć fatalnym trzymaniem się drogi. I nawet kołpak nam nie odleci w maliny jak w serialu „Ulice San Francisco”, bo okazuje się, że akurat szprychowe felgi są prawdziwe. Tylne amortyzatory hydrauliczne z automatycznym poziomowaniem wozu starają się, aby wóz zawsze był na tej samej wysokości, co potęguje wrażenie idealnego komfortu. Operę Coupe należy używać z umiarem. W Cadillacu ma być luksusowo i spokojnie. W końcu to ulubiona marka amerykańskich emerytów.
rafał andrzejewski

Styl retro nie powstał wraz z VW New Beetle czy nowym Mini. On był obecny od dawna. Zarówno w USA, jak i w Europie, gdzie np. na bazie Garbusa produkowano repliki starych MG lub stylizowane na lata 30. roadstery.

A przecież każdy emeryt luksus przedkłada nad sportowe wrażenia z jazdy. We wnętrzu o kierowcę i pasażera dba wspomniana klimatyzacja, w której można ustawić odpowiednią temperaturę. Pod lusterkiem zewnętrznym znajduje się podświetlany termometr, a na desce rozdzielczej pojawiają się najważniejsze komunikaty, np. o otwartej tylnej klapie i niezapiętych pasach. Szofer nie ma wątpliwości, że jedzie samochodem z najwyższej światowej półki.
Fajny dziwak
Jest wiele dziwnych samochodów na świecie – trójkołowy Reliant, wykonany z parasola Velorex, Citroën 2CV Sahara z dwoma silnikami (z przodu i z tyłu)... Można tak wymieniać godzinami i spierać się, który z nich jest bardziej absurdalny. Do takich wozów z pewnością należy Grandeur Opera Coupe. Powstał nie po to, by ulepszyć Cadillaca Se­ville. Powstał, by zrobić z niego zabawkę do pokazywania się. Przy okazji stał się karykaturą samochodu, ale z perspektywy czasu to właśnie w nim jest najważniejsze. Na zlocie czy rajdzie znacznie większe zainteresowanie wzbudzi produkt z Florydy niż standardowy Seville. W końcu on ciągle to ma – cały czas się wyróżnia, cały czas jest inny. I chyba o to w nim chodzi.
rafał andrzejewski

Mimo przeróbki poza fabryką Opera Coupe posiada znaczki Cadillaka.



Czytaj więcej